Rozmowa z Andrzejem Rzońcą: "Podwyżka podatków może być konieczna", Dziennik Finansowy The Wall Street Journal Polska
Wywiad został opublikowany 4 czerwca 2009 roku w Dzienniku Finansowym The Wall Street Journal Polska.
ADAM SOFUŁ: Czy podwyżka VAT jest prawdopodobna?
ANDRZEJ RZOŃCA, szef Fundacji FOR: Rząd musi zahamować powiększanie się dziury budżetowej. Bo spadają przychody: wpływy z podatków, w tym w szczególności z VAT i CIT, są niższe niż w 2008 r., mimo że w budżecie założono ich znaczący wzrost. Zgadzam się z twierdzeniami, że antykryzysowym priorytetem rządu powinno być hamowanie wzrostu deficytu budżetowego. Można to zrobić na dwa sposoby: albo szukać oszczędności, albo podwyższać podatki. To drugie rozwiązanie jest gorsze, ale rząd ma ograniczone pole manewru. Nowelizacja ustawy budżetowej nie może więc siłą rzeczy przynieść znacznych oszczędności. Jeśli trzeba byłoby podnosić podatki, podwyżka VAT byłaby najlepszym rozwiązaniem. Można jej dokonać w trakcie roku podatkowego, a jej negatywny wpływ na rynek pracy i inwestowania byłby, w odróżnieniu od podwyżek innych podatków, znikomy.
O ile powinien wzrosnąć VAT?
Podwyżka o 1 pkt proc. to w najlepszym razie 5 - 6 mld zł dodatkowych wpływów. Wolałbym, by nie podnoszono podstawowej stawki VAT, a raczej ujednolicono stawki.
Preferencyjna stawka VAT obejmuje np. żywność. To byłoby rozwiązanie trudne z politycznego punktu widzenia.
Dlatego obawiam się, że w tym parlamencie przeprowadzenie tego pomysłu jest mało prawdopodobne. Ale jest to rozwiązanie najlepsze z ekonomicznego punktu widzenia. Ujednolicenie VAT usunęłoby pole do nadużyć, a struktura konsumpcji przystałaby być zaburzana przez różnice w opodatkowaniu poszczególnych rodzajów dóbr. Gdyby ujednolicić stawki, likwidując stawkę preferencyjną i obniżając podstawową, mogłoby dojść paradoksalnie do sytuacji, w której wzrosłyby zarówno dochody budżetu, jak i konsumpcja. Stawki preferencyjne są stosowane wobec tych towarów, na które popyt jest sztywny, tzn. mało wrażliwy na zmiany cen. Wzrost wydatków na dobra obciążone stawką podstawową, gdyby została ona obniżona, mógłby z naddatkiem zrekompensować spadek wydatków na towary objęte stawką preferencyjną. Podniesienie stawki podstawowej jest gorszym rozwiązaniem, ale mało prawdopodobnym ze względów politycznych.
Co zatem pozostaje?
Obawiam się, że nasi politycy są na tyle nierozsądni, że jedynym rozwiązaniem, które da się skutecznie (a więc z odrzuceniem weta prezydenta) przeprowadzić przez parlament, okaże się podniesienie składki rentowej. Ale i wówczas rząd będzie stał przed dylematem, czy podnieść składkę po stronie pracodawcy czy pracownika. Podniesienie składki dla pracowników w okresie kryzysu nie powinno podbić kosztów pracy (bo kryzys schładza ich skłonność do walki o podwyżki), ale będzie znacznie trudniejsze do przeprowadzenia w parlamencie. Podniesienie składki przedsiębiorcom oznacza automatyczny wzrost kosztów pracy. W efekcie staną oni przed wyborem: albo negocjować z pracownikami obniżkę płac, albo redukować zatrudnienie. Za tym drugim rozwiązaniem czai się więc groźba wzrostu bezrobocia, bo część przedsiębiorców tego wzrostu kosztów pracy nie przetrzyma. Obawiam się, że jeśli da się odrzucić weto prezydenta, to w przypadku tego rozwiązania. Jest ono złe, ale i tak lepsze niż eksplozja deficytu budżetowego
Może rządowi uda się utrzymać deficyt na przyzwoitym poziomie bez podwyżki podatków?
Mało prawdopodobne. W tym roku dochody miały wzrosnąć o 20 mld zł, a sukcesem będzie utrzymanie ich na ubiegłorocznym poziomie. Trudno sobie wyobrazić oszczędności o takiej skali, przy założeniu, że rząd nie ruszy wydatków sztywnych, bo nie może, i nie będzie oszczędzał na inwestycjach, bo tego nie chce. Jakaś podwyżka podatków będzie nieuchronna.