Piotr Ciżkowicz
listopad 2007 r.
Mit: Inwestycje, szczególnie zagranicznych korporacji, prowadzą do wyzysku społeczeństwa
Wielu ludzi twierdzi, że większość inwestycji podejmowanych przez firmy przynosi zyski tylko im, szkodzi natomiast całej reszcie społeczeństwa. Najczęściej używany argument jest mniej więcej taki: przedsiębiorstwa inwestują, bo chcą osiągać wyższe zyski dzięki wzrostowi wydajności; wzrost wydajności oznacza natomiast wzrost bezrobocia i pogorszenie warunków zatrudnienia; za taki wyzysk odpowiedzialne są w szczególności zagraniczne korporacje, które inwestują w słabiej rozwiniętych krajach i żerują na ich społeczeństwie. Każda z części tej argumentacji jest nieprawdziwa.
To, że firmy inwestują, bo chcą osiągać zysk, jest oczywiście prawdą, lecz to nie jedyny efekt inwestowania. Przedsiębiorstwo, aby osiągnąć zysk, musi dostarczyć na rynek takie dobra, które spełnią oczekiwania konsumentów co do jakości, nowoczesności i ceny w większym stopniu, niż produkty konkurencji. Firmy inwestują, aby zwiększyć swoją wydajność, co pozwala im dostarczać na rynek lepsze towary i usługi po niższej cenie. Przedsiębiorstwo, które nie podejmuje inwestycji i nie dąży do zwiększenia wydajności nie ma na dłuższą metę szans przetrwania na wolnym rynku. Zwracał na to uwagę już w 1776 r. Adam Smith, ojciec współczesnej ekonomii, pokazując, iż robotnik pracujący w tamtych czasach bez użycia maszyny „potrafiłby może z trudnością zrobić jedną szpilkę na dzień, ale z pewnością nie zrobiłby dwudziestu”, zaś przy pomocy maszyn mógł ich wyprodukować 4800! Inwestycja w maszynę do produkcji szpilek zwielokrotniała więc wydajność i była warunkiem dalszego utrzymania się na rynku.
Ten sam mechanizm skłania przedsiębiorstwa do inwestycji również dziś: bez nich nie są po prostu w stanie sprostać konkurencji ze strony innych firm, które potrafią lepiej i taniej zaspokoić potrzeby konsumentów. Największym beneficjentem tej walki jest przeciętny Kowalski, który dzięki inwestycjom zyskuje najwięcej, gdyż może kupić lepsze i tańsze produkty lub takie, które wcześniej w ogóle nie były dostępne. Widać to wyraźnie praktycznie w każdej dziedzinie produkcji: tak nowoczesne wynalazki jak telefon komórkowy, czy komputer posiada obecnie wielokrotnie więcej osób niż w 1990 r. (por. wykres 1).
Wykres 1
Źródło: World Development Indicators 2007, World Bank
Nie jest również prawdą druga część argumentu tzn., że jeśli, na skutek wzrostu wydajności, dostępną obecnie pracę jest w stanie wykonać mniejsza liczba osób, to reszta stanie się bezrobotna. U podstaw tej błędnej tezy leży przekonanie, że w gospodarce istnieje określona ilość pracy do wykonania. Taki pogląd funkcjonuje od bardzo dawna. Był on na przykład powodem zamieszek i masowego niszczenia warsztatów tkackich w 1760 r., po wynalezieniu mechanicznych przędzalni []. Blisko 8 tys. pracujących wtedy przy produkcji bawełny robotników było przekonanych, że nowoczesne maszyny po prostu pozbawią ich chleba. Nie mieli jednak racji: w 1787 r., w 27 lat po wprowadzeniu wynalazku, w przemyśle tkackim pracowało już 320 tys. osób! Wzrost wydajności nie oznaczał więc likwidacji miejsc pracy, lecz przeciwnie – zwielokrotnienie ich liczby. Te same zjawiska zachodzą niezmiennie do tej pory. W wyniku inwestycji i, będącego ich rezultatem, postępu technicznego, jedna godzina pracy jest obecnie warta 25 razy więcej niż w połowie XIX w. (Norberg 2006) Wyższa wydajność osiągnięta dzięki inwestycjom oznacza poprawę standardu życia pracowników – wpływa bowiem na wzrost płac, poprawę warunków pracy i skrócenie jej czasu, nie zaś na wzrost bezrobocia. (por. wykres 2).
Wykres 2
Źródło: OECD Productivity
Na inwestycjach korzystają więc wszyscy ludzie, gdyż to one gwarantują długofalowy rozwój gospodarki, a co za tym idzie- dobrobyt całego kraju. Inwestycje wymagają jednak kapitału. W krajach biednych lub rozwijających się zasób kapitału jest zbyt mały, co podnosi jego cenę (czyli stopę procentową) i zamyka wielu przedsiębiorcom drogę do realizacji ich pomysłów. To natomiast powoduje, że gospodarka rozwija się wolno i potrzebuje wielu lat, aby znacznie zwiększyć posiadany zasób kapitału. Lekarstwem na tę sytuację jest kapitał zgromadzony przez inne, bogate państwa. Są one skłonne pożyczać go krajom biedniejszym, gdyż liczą na osiągnięcie większych zysków, niż inwestując go u siebie. Korzystają jednak na tym również kraje na dorobku, a nie, jak często się słyszy, jedynie zagraniczne korporacje. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, napływ kapitału z zewnątrz obniża jego cenę, co umożliwia podjęcie realizacji projektów, na które nie starczało wcześniej krajowych środków. To natomiast przyspiesza tempo wzrostu gospodarczego, a więc również tempo bogacenia się kraju i jego mieszkańców. Po drugie, napływ kapitału przybiera często formę zakupu przedsiębiorstw lub budowania firm od podstaw, czyli tzw. bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Tego typu inwestycje to najsilniejszy impuls do wzrostu gospodarczego, gdyż rola inwestorów nie ogranicza się tu jedynie do „zastrzyku finansowego”, lecz polega także na dostarczaniu wiedzy niezbędnej do osiągnięcia sukcesu w gospodarce rynkowej. Tego typu wiedza jest następnie wykorzystywana przez inne firmy w danej branży, co prowadzi do wzrostu ich wydajności. Ponadto zakładane przez zagranicznych inwestorów przedsiębiorstwa tworzą miejsca pracy, które bez tego by nie powstały. Dobrym przykładem jest tu rozwijający się szybko tzw. offshoring, czyli przenoszenie centrów produkcyjnych i usługowych do krajów o niższych kosztach wytwarzania. Do krajów naszego regionu przenoszone są z w ten sposób coraz częściej np. centra rozliczeniowe i telefoniczne obsługujące filie korporacji na całym świecie. Tylko w Polsce centra księgowe posiada 48 firm, a zgodnie z szacunkami PAIZ do końca 2010 roku w centrach tych będzie pracowało ok. 550 tys. osób [].
Jak duża jest skala korzyści z kapitału zagranicznego? Napływ kapitału zagranicznego do biedniejszych krajów przyczynił się w znacznym stopniu do zwiększenia ich przeciętnego tempa wzrostu gospodarczego z 1 proc. w latach 60-tych do 5 proc. w latach 90-tych. Obecnie roczny napływ inwestycji bezpośrednich do tych krajów wynosi ponad 200 miliardów dolarów (Norbert 2006). Państwa, które postanowiły skorzystać z tej szansy w większości odnoszą gospodarczy sukces. Państwa, które tego nie zrobiły płacą cenę biedy i zacofania.
Bibliografia:
Hazlitt H. (2004), Ekonomia w jednej lekcji, Wydawnictwo Znak, Warszawa (data wydania polskiego).
Norberg J. (2006), Spór o globalizację, Fijor Publishing, Warszawa (data wydania polskiego).
Smith A. (2007), Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, Wydawnictwo Naukowe PWN (data wydania polskiego).
Strona internetowa Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych: www.paiz.gov.pl
_________________________________________________________________________________________________
Przykład podaję za Hazlittem (1990)