Wywiad z prof. Leszkiem Balcerowiczem, Playboy
Prof. Leszek Balcerowicz udzielił wywiadu do październikowego numeru Playboya.
"Syn rolnika. Twardziel. Pracoholik. Stachanowiec znany z wyrabiania 300 procent normy. Ciężko dotrzymać mu tempa. Kiedyś zapalony biegacz. Nawet mistrz Polski. Dzisiaj zapalony pływak. Nieustannie w ruchu. Wulkan energii. Sto pomysłów na minutę. Spełnia się tylko w działaniu, dlatego nie cierpi polskiego narzekania. Zagorzały zwolennik wolności obywatelskich – w każdej formie. Oto człowiek legenda – profesor Leszek Balcerowicz.
PLAYBOY: Cieszę się, że spotkaliśmy się na wywiad, a nie wymianę poglądów…
BALCEROWICZ: Dlaczego?
PLAYBOY: Byłbym bez szans. Według pańskiej żony trudno z panem dyskutować, bo zawsze ma pan rację.
BALCEROWICZ: Nie wierzę, że żona coś takiego o mnie powiedziała. Zwykle nie czyni ze mnie potwora (śmiech). Domyślam się, że trochę pan przejaskrawił. Prawdopodobnie chodzi o to, że niezbyt często się mylę, bo nie wypowiadam się na tematy, na których się nie znam. Zmniejszam w ten sposób szanse popełnienia błędu. Taką mam zasadę. I z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu. Bo najgorsi są tacy, którzy znają się na wszystkim.
(…)
PLAYBOY: To prawda, że całą rodziną byliście państwo już spakowani na wyjazd do Anglii, kiedy dostał pan propozycję gruntownego zreformowania Polski?
BALCEROWICZ: Tak, to było w sierpniu ’89. Żona miała stypendium British Council, a ja zaproszenie na serię wykładów. W Polsce rodziła się wolność, robiło się tak bardzo ciekawie, że aż szkoda wyjeżdżać. Jednak mam poczucie obowiązku. Skoro się zobowiązaliśmy do pewnych spraw, nie było wyjścia. I wtedy zadzwonił telefon. Nawet propozycję zostania doradcą kluczowych reformach w kraju uznałbym za znakomity pretekst do wycofania się z tamtego wyjazdu. A to była propozycja wzięcia odpowiedzialności za reformy. Żona na początku była przeciwna, ale potem zaakceptowała moją decyzję. Niewątpliwie poświęciła w części swoją karierę."